Type and press Enter.

Zdrowie i szczepienia

Jak się nie rozłożyć

Nie ma nic gorszego niż wydać 3 tys. zł i trzeciego dnia rozłożyć się z jakiegoś głupiego powodu. Tam daleko jest inna woda, inne jedzenie, inne bakterie, inny klimat, wszystko inne, więc organizm nie jest tak mocny jak w domu. Warto brać to pod uwagę. Szybciej się będzie męczył, odwadniał, zatruwał i łapał choroby. Trzeba o siebie dbać w podróży, poważnie. Zupełnie nie jak na wakacjach.

»» Jedzenie. Podstawowa zasada: ugotuj, obierz, usmaż lub zapomnij. Nie pij wody z kranu, nie jedz gotowych sałatek, nie pij soków wymieszanych z lodem, nie bierz lodu do napojów. Woda to killer, bo zazwyczaj jest zanieczyszczona i pływają w niej straszne świństwa. Wodę w niemal nieprzetworzonej postaci absorbują też np. melony. To opcja nieco paranoiczna, ale skoro się zabezpieczamy…

»» Owoce kupuj sam, myj je, SUSZ ręcznikiem i dopiero obieraj.

»» Myj ręce kiedy tylko się da. W tropikach brudne ręce to gwarancja choroby.

»» Odkażaj nawet najmniejsze ranki. Ponownie, w tropikach wszystko bagni się błyskawicznie i możesz niechcący skończyć z gangreną w filipińskim szpitalu.

»» Nie jedz ciepłych pulp czy potrawek ryżowych, jeśli widać, że leżą na straganie już kilka godzin. Muchy i temperatura robią swoje. Najlepsze są dania przygotowywane na Twoich oczach (nie podgrzewane, tylko robione).

»» Wbrew pozorom bezpieczniejsze są popularne knajpy na ulicy (nawet straganiarze, hawker stalls) i tanie bary niż wytworne restauracje, bo w tych pierwszych jest duży ruch i nic nie leży za długo. Zresztą jedna wizyta na zapleczu dobrej knajpy w Azji czy Afryce przekona Cię, że ładny i czysty jest tylko front.

»» Patrz, gdzie jedzą miejscowi, oni najlepiej wiedzą, gdzie jest tanio, dobrze i bezpiecznie. Omijaj puste knajpy, nawet jeśli będą lśnić czystością.

»» Choroba wysokościowa – powyżej 3000m n.p.m.  Dopada losowo, bez względu na zdrowie i kondycję. Spowodowana jest gwałtowną zmianą wysokości i ciśnienia powietrza atmosferycznego, zawartości tlenu etc. Jeśli przylecisz do Lhasy z Warszawy, masz dużą szansę, że się źle poczujesz. Choroba wysokościowa mija – trzeba sporo odpoczywać, pić dużo wody i zero alkoholu oraz stopniowo zwiększać wysokość.

»» Pij tylko wodę butelkowaną, ewentualnie gotowaną. W wielu krajach są artyści, którzy potrafią opróżnić butelkę strzykawką i wpuścić do niej kranówę, albo zdjąć korek niezauważalnie, więc najlepiej kupować picie w sklepach. Sprawdzaj zawsze, czy folia zabezpieczająca / nakrętka są nienaruszone.

»» Odwodnić w tropiku się bardzo łatwo. Człowiek w gorącym klimacie (przynajmniej na początku) wypaca niewyobrażalne ilości wody, trzeba jej więc dostarczać. Na Karaibach najmniejsza butelka coli to 0,5l i spokojnie się ją wchłania duszkiem. Pij dużo i ile wlezie, minimum trzy litry dziennie. Odwodnienie objawia się ogólnym spadkiem formy, zmęczeniem, zniechęceniem, bólami głowy – niszczy całą przyjemność z wyjazdu.

»» Jeśli w tropikach poczujesz, że gwałtownie słabniesz, pojawiają się nudności, zawroty głowy i bardzo obficie się pocisz, jest spora szansa, że właśnie dostajesz udaru. To poważny stan, natychmiast biegnij do lekarza.

»» Raz dziennie zaserwuj sobie jakiś nawadniacz typu Orsalit lub zrób go samodzielnie (woda + sól + cukier, a najlepiej sok ze śmieżych pomarańczy z solą).

»» Przygotuj się na poznanie tzw. „biegunki podróżnych”, lekkiego rozwolnienia, które dopada większość ludzi przy zmianie diety i flory bakteryjnej po tygodniu-dwóch. Pij dużo wody, jedz lekkie rzeczy, a szybko przejdzie sama.

»» Jeśli trafi cię poważniejsze zatrucie, zainwestuj w lepszy hotel z własną łazienką, pij ile wlezie i nie stosuj blokerów (laremid), bo one nie leczą, tylko zatrzymują efekty. Zatrucie musisz wypłukać, nic innego nie wchodzi w grę. Blokery stosuj tylko gdy jest źle, a ty musisz jechać dalej.

»» Przed wyjazdem spakuj odpowiednio apteczkę. Jak to zrobić, dowiesz się z tego wpisu.

»» Afryka i Azja: Nie pływaj pod żadnym pozorem w stawach i jeziorach. W wielu z nich jest bilharcjoza, paskudny pasożyt, z którego bardzo trudno się wyleczyć. Ślimaki przenoszące pasożyty są maleńkie i mają szarozieloną muszlę. Lubią płytkie, stojące, ciepłe wody, a nie lubią bystrych strumieni i wartkiego nurtu oraz głębokości. Żeby się zarazić bilharcjozą wystarczy wejść do wody, nie trzeba jej pić. Zawsze się dowiedz z wiarygodnego źródła, gdzie na danym terenie występuje bilharcjoza.

»» Przegotowanie wody zabija wszystkie bakterie i pasożyty. Woda musi się gotować co najmniej minutę. Powyżej 3000 npm trzeba ją gotować ponad trzy minuty (fizyka). Innymi metodami oczyszczania wody są tabletki z chemią i filtry mechaniczne (ale te są coś warte tylko przy średnicy otworu poniżej jednego mikrona). Można tez stosować uzdatniacze typu SteriPen, emitujące promienie UV-C, które zabijają wszystko, co żywe, ale będą nieskuteczne w wodzie zanieczyszczonej brudem.

»» Czasem jest tak, że trzeba się napić, bo człowiek pada ze zmęczenia, a w promieniu 50km brak kiosku z butelkami. Pozostaje ryzykować. Stojąca woda jest najgorsza do picia – to ulubione środowisko innego killera, ameby, oraz wielu innych sympatycznych stworzeń. Jeśli już z czegoś pić, to z wartkiego strumyka, po uprzednim upewnieniu się że powyżej nie ma garbarni, latryny czy punktu pralniczego dla pobliskiej wioski.

»» Gdybym wypisał tu wszystkie możliwe choroby i zagrożenia, nie wyjechałbyś z domu. Nie należy wpadać w przesadę, przy zachowaniu powyższych zasad nic złego nie powinno Ci się stać. Gdy zaczynasz się źle czuć, idź do miejscowego lekarza – oni znają swoje choroby tak dobrze, jak nasi grypę.

Są miejsca, w których nie chcesz zachorować za żadne skarby.
[mk_padding_divider]

Malaria i szczepienia

»» Temat szczepień zawsze się pojawia przed pierwszą podróżą. Pytanie brzmi: czy wydać 800 zł i przyjąć wszystkie możliwe szczepionki, zapewniając sobie bezpieczeństwo, czy zaoszczędzić i zdać się na fuksa.

Sprawa niestety wygląda tak, że za to 800 zł kupujesz względne bezpieczeństwo tylko od chorób, na które medycyna zna szczepionkę. Na malarię, dengę, filariozę, leiszmaniozę, muchy tumbu i wiele innych problemów szczepionki nie ma. O szczepieniach każdy decyduje sam, w zgodzie z własną oceną. Ja szczepienia przyjąłem.

»» Komary (i inne świństwa latające) – no to jest dopiero skaranie. Tropikalne komary latają bezgłośnie i kłują bezboleśnie. Nasze kochane domowe Messerschmitty są przynajmniej łatwe do ustrzelenia. Te południowe nie. Komary roznoszą dengę, malarię, żółtą febrę i wiele innych chorób. Przebijają się przez ciuchy, uodparniają na repelenty, gryzą boleśnie i wstrzykują znieczulacze, by móc się nażłopać jeszcze bardziej.

Skutecznych sposobów tak naprawdę nie ma – można próbować dymem, trawą cytrynową, kocimiętką, eukaliptusem, różnymi lokalnymi olejkami i zabranym z domu repelentem (Off i Autan są dobre na piknik pod Krakowem, jeśli coś brać, to DEET, specyfik amerykańskich żołnierzy używany w Wietnamie). Można też zmoczyć tytoń i rozsmarować go po ciele. W miarę skuteczne są również sposoby mechaniczne – długie ciuchy i skarpety, buty.

»» W nocy na terenach malarycznych koniecznie trzeba używać moskitiery (te własne są ciężkie, te hotelowe – dziurawe. Ot, dylemat), i wcisnąć jej krawędź pod materac. Najgroźniejsze komary polują o zmierzchu oraz nad ranem i latają nisko, gryząc w kostki (koniecznie je spryskaj).

»» Komary przyciągają jasne żywe kolory, więc różowa bluzka z odkrytymi ramionami to wyborne zaproszenie. Lubią też pot, perfumy, cień, stojącą wodę (beczkę, miskę, kałużę, bagno, mokre pola etc.). Nie lubią za to suchego powietrza (zwłaszcza klimatyzacji), ostrego słońca i wiatru.

»» Malaria. Szczepionki na malarię nie ma. Są bardziej lub mniej skuteczne leki profilaktyczne. Szczepy malarii uodparniają się na kolejne leki, dlatego stara dobra chinina ze Stasia i Nel poszła dawno w zapomnienie. Przed wyjazdem trzeba odwiedzić lekarza chorób tropikalnych, który powie Ci, jaki lek będzie odpowiedni dla danego terenu (zresztą i tak nie można ich kupić bez recepty). Więcej o malarii przeczytaj w tym wpisie.

Najpopularniejsze obecnie to Lariam (mocne uderzenie, ale sporo nieprzyjemnych skutków ubocznych) i Malarone (zero skutków ubocznych, ale dwa razy droższy i tylko na krótki dystans, bo potem niszczy układ nerwowy). Leki profilaktyczne bierze się tylko przy kilkutygodniowych wyprawach. Przy dłuższych wyjazdach stosuje się dawkę uderzeniową tego samego leku, jeśli zachodzi podejrzenie że zaczynasz chorować.

»» Ilość skutków ubocznych leków antymalarycznych i ich niekorzystny wpływ na organizm powoduje poważny dylemat. Malaria nie jest tak naprawdę bardzo, bardzo groźna, o ile zostanie w porę zauważona i leczona. Powstaje pytanie, czy wyniszczać się lekami, czy ryzykować, a potem ewentualnie się leczyć. Odpowiedzi prostej nie ma. Weź pod uwagę następujące czynniki:

  •  jaki szczep malarii jest w kraju, do którego jedziesz? Jeśli grozi Ci malaria mózgowa (np. centralna Afryka), nawet się nie zastanawiaj, bierz leki. Jeśli to jedna z lżejszych odmian (Indie, Laos), być może warto zaryzykować.
  • czy masz zamiar podróżować głównie po miastach? Jeśli tak, szkoda zachodu, bo w miastach nie ma malarii (podobnie na wybrzeżach i małych wyspach). Jest za to denga, a na tę nie ma leków.
  • w jakiej porze roku jedziesz? Jeśli zaraz po monsunie czy porze deszczowej, komarów będzie znacznie więcej.

»» Jeśli po powrocie do domu w ciągu trzech-czterech miesięcy rozchorujesz się, koniecznie powiedz lekarzowi, że byłeś w tropikach. To, co wygląda na grypę, wcale może nią nie być. A biegunka może być objawem amebozy albo lambliozy.

»» Szczepionka na wściekliznę daje Ci tylko więcej czasu na zastrzyk, nie jest tak naprawdę szczepionką. Masz na zastrzyk z surowicy od 1 do 3 dni od momentu ugryzienia. Natomiast wściekliznę trudno złapać – wystarczy trzymać się z daleka od zwierząt i nie próbować głaskać małpki, która już szczerzy zęby.

Przejdź do: co robić a czego nie, by wrócić cało do domu.